Macierzyństwo bezpowrotnie zmienia dotychczasową rzeczywistość [wywiad]
Kiedy jesteśmy w ciąży, wyobrażamy sobie przyszłość pełną dziecięcego uśmiechu i radości. Taki obraz macierzyństwa przekazują nam media. Społeczeństwo wymusza na nas wejście w rolę idealnej matki, żony, pracownicy i piastunki domowego ogniska. A gdzie w tym wszystkim miejsce dla samej siebie? I co zrobić, kiedy już w pierwszych dniach po porodzie na obrazie macierzyństwa pojawiają się rysy? O szerokim wachlarzu emocji, jakie towarzyszą młodej mamie, rozmawiam z psychologiem Małgorzatą Owczarek.
Kończy się ciąża i mama może po raz pierwszy zobaczyć swoje dziecko. Zmęczona po porodzie tuli je, ale… nie czuje nic. Czy to powód do obaw?
Małgorzata Owczarek*: W filmach często widzimy kobiety, które biorą w ramiona nowo narodzone dziecko i płaczą, bo zalewa je fala miłości. Ale w życiu wcale tak nie musi być. Poród to duże obciążenie fizyczne i psychiczne, dlatego czasem zdarza się, że zamiast wybuchu miłości, w kobiecie pojawia się ulga, zadowolenie z samej siebie lub smutek. To zupełnie normalne. Trzeba dać sobie czas, by poznać się z maluchem.
O swoich emocjach warto też mówić najbliższym. To, że nie zalewa nas fala miłości do dziecka nie jest powodem do wstydu. Gdy powiemy o tym głośno, możemy uzyskać pomoc, zrozumienie lub inni dorośli, np. partner, może otulić dziecko czułością. Niezwykle wspierające jest uświadomienie sobie dwóch rzeczy. Po pierwsze, że miłość do dziecka rodzi się w trakcie budowania relacji. To proces, który wymaga czasu. I po drugie, na etapie, gdy mama szuka siebie i swoich emocji, niezwykle ważna jest rola taty.
W szkołach rodzenia uczymy się przewijać dziecko, pielęgnować je, karmić, ale czy na emocje, jakie towarzyszą kobiecie po porodzie, można się przygotować?
Moim zdaniem można. W przygotowaniu emocjonalnym do macierzyństwa mogą pomóc rozmowy z partnerem, a także spotkania z psychologiem lub psychoterapeutą. Pojawienie się dziecka to moment kryzysowy. Jak każdy kryzys niesie ze sobą dużo zmian, zachwianie, a także potrzebę wypracowania nowych rozwiązań i zaopiekowania się emocjami.
Rozmowy z partnerem, dzielenie się swoimi obawami, emocjami, mogą pomóc budować tę nową relację i zmniejszają prawdopodobieństwo „zniknięcia” po narodzinach dziecka.
To bardzo trudne, bo dzisiejszy przekaz medialny jest taki: macierzyństwo to powołanie kobiety, a dziecko to sama słodycz: słodko śpi, uśmiecha się i raczkuje po nieskazitelnie czystej podłodze. A potem następuje zderzenie z rzeczywistością: płacz, kolki, nieprzespane noce.
Faktycznie bardzo dużo w mediach społecznościowych mówi się o tym, że jak się chce, to można pogodzić bycie mamą z aktywnością zawodową, relacjami towarzyskimi i jeszcze mieć czas dla siebie. Uważam, że to bardzo szkodliwy przekaz. Rzeczywistość jest taka, że nie można mieć wszystkiego w tym samym czasie.
Decydując się na budowanie relacji z dzieckiem, byciem z nim w domu, trudno równocześnie mieć wysprzątany dom, super ciuchy na sobie, rewelacyjną fryzurę i jeszcze rozwijać własny biznes. Jeżeli mama w trakcie ciąży ma taki obraz macierzyństwa, to po pojawieniu się dziecka może czuć frustrację i poczucie, że sobie nie radzi. A to nie prawda!
Widziałam ostatnio w sieci taką grafikę, na której dziecko płacze w łóżeczku, a mama stoi za drzwiami i płacze. Komentujący się podzielili. Jedni byli zdania, że to niedopuszczalne nie tulić krzyczącego dziecko, inni – że lepiej zostawić malucha w bezpiecznym miejscu, wyjść, wziąć kilka głębokich oddechów i wrócić, będąc spokojniejszą. Kto miał rację?
Nie mnie osądzać. Każda kobieta i jej historia jest inna. Bardzo często mamy, które czekają na pierwsze dziecko czują ekscytację, ale też niepokój i smutek. Pojawienie się dziecka, czy po raz pierwszy, czy kolejny, zmienia dotychczasową rzeczywistość. Ona już nigdy nie będzie taka jak wcześniej. Ja często powtarzam przyszłym mamom, z którymi pracuję, żeby dały sobie i partnerowi czas i przestrzeń na smutek, wspólnie usiedli i porozmawiali o tym, że ich dotychczasowe życie się kończy.
Czasami w pierwszej kolejności musimy zaopiekować siebie, by móc zaopiekować się dzieckiem. Tutaj przychodzi mi na myśl metafora maski tlenowej podczas lotu samolotem. Najpierw zakładamy ją sobie, a potem dziecku. Jeżeli nie zadbamy o siebie, nie będziemy skąd mieć czerpać energii i miejsca na kontenerowanie emocji malucha. Wyjście na chwilę z pokoju, by zaopiekować emocje, płacz, złość – jest bezpieczniejsze dla dziecka.
Zderzenie z rzeczywistością bywa bolesne. Dziecko rośnie, z czasem tata wraca do pracy, a mama zostaje w domu z maluchem. To fizycznie i psychicznie męczące. Jak sobie radzić?
Powiem coś z jednej strony oczywistego, a równocześnie bardzo trudnego do zrealizowania – nie chować się za emocjami i mówić głośno, jak się czuję i czego potrzebuję. Proszenie o pomoc jest dla wielu mam ogromnym wyzwaniem. Tutaj mogą się odbijać jak czkawka przekonania dotyczące samodzielnej matki, która wszystko ogarnia, myśli o każdym… tylko nie o sobie.
Proszenie o pomoc to bardzo ważna umiejętność. Powiedzenie głośno: Jestem zmęczona, nie mam siły, chcę być chwilę bez dziecka – nie oznacza, że jesteś „złą mamą” i sobie nie radzisz. To oznacza, że wiesz czego potrzebujesz i gdzie są Twoje granice. Dbasz o siebie i swoje dziecko. Jesteś mamą, która zna swoje ograniczenia, widzi potrzeby. W szerszej perspektywie to również nauka dla malucha, że nie trzeba wszystkiego robić samemu, a proszenie o pomoc nie ma wymiaru porażki, tylko spokojnego życia w zgodzie ze sobą.
O macierzyństwie często mówi się tak, jakby to była przygoda w pojedynkę.
Na szczęście co raz więcej informuje się społeczeństwo o znaczeniu innych ludzi w życiu młodej mamy i dziecka. Świadomość, że nie tylko ja nie śpię po nocach, jestem drażliwa i mam wszystkiego dość, działa uwalniająco. Dlatego tak bardzo polecam młodym mamom grupy wsparcia. To miejsce, gdzie mogą porozmawiać o bolączkach macierzyństwa, kolkach, zmienionej relacji z partnerem. Widzą i słyszą, że nie są same z całą gamą tych emocji i sytuacji. Mają również okazję bycia w relacji z dorosłymi, co dla młodej mamy jest bardzo ważne. Wchodzą na inny wymiar komunikacji niż tylko guganie i gruchanie do malucha. To wszystko działa kojąco na kobietę i jej emocje.
Są jednak sytuacje, kiedy to nie wystarcza i potrzebna jest fachowa pomoc. Jakie są objawy alarmowe, które powinny skłonić kobietę do rozmowy z psychologiem?
Wśród najczęściej spotykanych są: bezsenność; poczucie „zamknięcia w sobie”, czyli bycie w swoim świecie, bez wchodzenia w interakcje z partnerem, otoczeniem, ale też bezsilność, drażliwość i wybuchy złości. Niepokojący jest też brak sił i chęci do wstawania z łóżka, pojawiające się lęki o dziecko, siebie, czy o to, że je skrzywdzę. Tych objawów może być tak dużo, jak dużo jest mam. Te wymienione przeze mnie pojawiają się często, ale każda z mam jest inna i inaczej może reagować. Nie należy lekceważyć emocji i myśli, które budzą w nas niepokój. Każdą wątpliwość można omówić ze specjalistą, a zadaniem psychologa jest wysłuchanie i zaopiekowanie emocji i niepokojów młodej mamy.
Dziękuję za rozmowę.
*Małgorzata Owczarek – psycholożka i trenerka, która od 10 lat pracuje z dziećmi i rodzicami. Jak sama o sobie mówi – pomaga zrozumieć dziecięcy świat. Specjalizuje się w pracy z dziećmi w wieku 0-6 lat, ich rodzicami, a także wspiera młodych rodziców w odnalezieniu się w nowej rzeczywistości. Prowadzi szkolenia, warsztaty, konsultacje rodzicielskie, superwizje nauczycielskie i grupy wsparcia dla rodziców.