Na tle Europy Polska przoduje w liczbie cesarskich cięć
Obecnie nawet 43 proc. porodów w Polsce kończy się cesarskim cięciem. Taki wynik pozwala nam na uplasowanie się w ścisłej czołówce, tym razem jednak nie mamy się czym chwalić. To problem systemu opieki położniczej, dość złożony i trudny do rozwiązania.
Z roku na rok liczba dzieci, które urodziły się drogą cesarskiego cięcia, rośnie. W Polsce blisko co druga kobieta rodzi dziecko na sali operacyjnej. Cesarskie cięcia wykonuje się na potęgę. Niekiedy jest ono zaplanowane z wyprzedzeniem, a czasem to szybka decyzja lekarzy w sytuacji, kiedy poród drogami natury nie postępuje prawidłowo.
→ Przeczytaj także: Brzuch po porodzie naturalnym i cesarskim cięciu: jak się zmienia?
Dlaczego cesarskich cięć jest tak dużo?
Eksperci biją jednak na alarm: odsetek cięć cesarskich powinien wynosić maksymalnie 10–15 proc. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że w Polsce nadużywa się porodów operacyjnych i wykonuje się je w sytuacjach, kiedy nie jest to konieczne. A trzeba pamiętać, że jest to zabieg obarczony dużym ryzykiem (krótko- i długofalowym).
Dlaczego więc zdaniem niektórych cesarskie ciecie to dobra alternatywa dla naturalnego porodu? Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka, m.in.
- presja (nie ma czasu na indywidualną dynamikę porodu, a wtedy łatwo o stwierdzenie „braku postępu porodu” i skierowanie na CC),
- silne poczucie kontroli (w przypadku zaplanowanej operacji znamy dokładną datę przyjścia dziecka na świat),
- strach (wiele kobiet dziś boi się rodzić i uważa cesarskie ciecie za bezpieczniejszy sposób rozwiązania ciąży, obawia się też bólu i ma w pamięci przeczytane lub opowiedziane przez znajome traumy porodowe),
- brak zaufania do natury i wiary w siłę kobiety,
- problemy z opieką okołoporodową (nadal, mimo pracy wielu fundacji i stowarzyszeń, na polskich porodówkach dochodzi do nadużyć ze strony personelu medycznego; łamane są standardy opieki okołoporodowej oraz prawa pacjenta).