Dziecko w podróży

Myślę sobie, że podróżowanie z dzieckiem jest proste. Pakujesz malucha, zabierasz jego ulubioną książeczkę, kilka samochodzików i w drogę. Co w tym takiego skomplikowanego? Pewnie nic, ale tylko dla tych, którzy podróżują, podróżowali i zawsze będą podróżować.
My do takich osób należymy i dlatego łatwiej jest nam prowadzić takie życie z naszym czterolatkiem. Tylko w tym roku, do maja czekają nas jeszcze cztery duże wyjazdy w tym dwa z Igorkiem (pisząc duże mam na myśli m.in. Maroko, Izrael i Nowy Jork- wszystko oczywiście organizujemy sami). W styczniu wróciliśmy z Wietnamu. Była to podróż z naszym maluchem. Okazała się wbrew pozorom totalnie relaksującym i bezstresowym doświadczeniem.
Najpierw podróżowaliśmy we dwójkę. Zdobywaliśmy doświadczenie i takie przeświadczenie, że nie ma się, czego obawiać i przy dobrym, wcześniejszym przygotowaniu damy sobie radę w każdym miejscu. Tak udało nam się dotrzeć na m.in. na Fidżi i do Nowej Zelandii, wejść na Kilimandżaro, przejechać drogi Tanzanii, żeby potem poleniuchować na plażach Zanzibaru. Zwiedziliśmy Indię i Andamany czy karaibskie wyspy Trinidad i Tobago. Byliśmy na Islandii, dwa razy w Japonii, w Tajlandii i Kambodży. Długo by tak wymieniać. To było jednak zanim pojawił się Igor. Wyczekiwany i taki bardzo wymarzony.
Tak, więc kiedy już wreszcie, nareszcie Mały pojawił się w naszym życiu pewne było, że nie chcemy rezygnować z naszego wcześniejszego zamiłowania do podróżowania. Tylko teraz będzie nas więcej, – czyli będzie weselej. Nie było mowy o wyjeździe bez Igorka.
Kiedy skończył pół roku pojechaliśmy do Berlina do Tropical Island. To był taki swego rodzaju test. Jak sobie poradzimy podczas naszej pierwszej „dużej” podróży. Wszystko się udało. Mały świetnie się bawił w tropikalnych basenach. Tak naprawdę ten wyjazd był jednym z prostszych. Wsadzaliśmy Igorka do nosidełka i w drogę. Zmiana pieluchy? Normalne, w domu też to trzeb robić. Jedzonko? Spoko- są słoiczki. Ten wyjazd to była naprawdę przysłowiowa bułka z masłem.
Kolejnym celem była Hiszpania ( akurat była Wielkanoc i mieliśmy możliwość brania udziału w procesji), pojechaliśmy do Port Aventura- niesamowitego parku rozrywki, gdzie nawet 1,5 roczny szkrab mógł skorzystać z niektórych atrakcji.
Potem Łotwa i Estonia, Portugalia, Niemcy, Rumunia, Słowacja, Węgry, Kijów, Legoland w Danii. Singapur i Australia to już wyprawa na inną oddzielną historię. Powiem tylko, że pozostały nam cudowne wspomnienia i pełno cudnych fotek.
Oczywiście nie na każdym wyjeździe Igorek był z nami. Chodzi przecież o to, żeby wyjazd był dla wszystkich przyjemnością. Kiedy np. jechaliśmy do Armenii z 10 osobową grupą, bez żadnych dzieci Igorek został babcią w domu.
Około roku po urodzeniu synka stwierdziliśmy, że warto byłoby wykorzystać nasze doświadczenie i organizować wypady dla małych, indywidulanych grup. Tak oto powstało biuro wypraw IgiTravel- kompan w podróży, współtowarzysz podróży. ( Nazwa Igi nie jest oczywiście przypadkowa).
Wspaniałe jest to, że Igi jest też częścią naszego biura wypraw. Utworzyliśmy nawet dla niego i innych małych podróżników specjalną kategorię wyjazdową „Dziecko w podróży”. Pokazujemy, że warto i że można, trzeba tylko- banalne wiem, chcieć.
Mały był uczestnikiem jednego z naszych zorganizowanych wypadów do Albanii. Najfajniejsze, co mogłam usłyszeć po przyjeździe to refleksja jednego z naszych klientów ( a już po Albanii, dobrego znajomego)- „Igor był najważniejszym punktem programu naszego wyjazdu”. To był coś.
Podróżowanie dla nas to duża część naszego życia. Pewnie jest nam o wiele łatwiej. Jestem o tym przekonana. Czasami, kiedy rozmawiam z innymi mamami o wyjazdach z maluchami widzę, że jest w nich lęk przed takimi dalekimi, ( ale nie tylko dalekimi) wyjazdami.
I ja to rozumiem w 100%. Wiem, że to, co nieznane jest straszniejsze, niż może się okazać w rzeczywistości. Tylko jak możemy się tego dowiedzieć, jeśli się o tym same nie przekonamy? Wiem też, że czasami nasza druga połowa nie chce, nie lubi, nie ma ochoty na zmiany, na cały ten zgiełk związany z wyjazdem. Bo zgiełk jest i to też jest normalne. Ja przekonać naszego mężczyznę do wyjazdu? Hm, a to już nie jest takie proste. Szantaż? Nie, na dłuższą metę nie ma racji bytu. Może częste rozmowy o tym, co jest w życiu ważne? Ten problem pozostawiam niestety nierozstrzygnięty…
Wiem jedno, że na takim wyjeździe nie możemy się za bardzo „spinać”, stresować, bać na zapas. Wszędzie są ludzie, lekarze (nie mówię tutaj o jakiś ekstremalnych wyprawach do dżungli J) W ogóle to nie mówię teraz o jakichkolwiek dalekich, egzotycznych wyprawach. Wiem, że nie wszyscy mogą sobie na nie pozwolić i nie wszyscy mają takie możliwości. Mówię teraz po prostu o zmianie tzw. klimatu. W zeszłym roku wraz z moją przyjaciółką wykupiłyśmy sobie tydzień lenistwa na Rodos. Igorek poleciał z nami. Było standardowo, czyli- all inclusive, ale … okazało się, że to nie dla nas. Tak, więc wypożyczyłyśmy ( nie korzystając z pomocy rezydenta, wiadomo- jego pomoc była wliczona w cenę wynajmu) małe autko, na 3 osoby jak znalazł i za przystępną cenę. To był super pomysł i tylko dzięki temu nasze all inclusive było całkiem znośne.
Warto zadać sobie jedno pytanie-, dlaczego podróżuję z dzieckiem? My podróżujemy razem, bo jesteśmy rodziną, a rodzina żyje razem i tylko razem może zbudować swoją niepowtarzalną historię i tożsamość. Podróżujemy razem, bo chcemy mieć wspólne doświadczenia i wspomnienia. Podróżujemy z Igorkiem, bo jest częścią nas i chcemy, żeby razem z nami poznawał świat i ludzi. Dzięki temu ( jak do tej pory) Igorek jest bardzo otwarty na innych, widzę w nim taki „głód” ludzi. Interesują go nasze zdjęcia, filmy, przegląda mapy, atlasy dla dzieci.
Po prostu: podróżowanie stało się też częścią Jego życia…
Kilka moich przemyśleń dotyczących przygotowań do podróży i samej podróży
- Przygotowując się do wyjazdu bierzemy pod uwagę, w jakim wieku jest dziecko, to logiczne. Inaczej spakujemy 9- miesięcznego bobasa, a inaczej 4 latka. Warto jednak pamiętać, że np. pampersy są tak naprawdę w większości miejsc na świecie. Nie warto jest brać całej paczki, lepiej kilka na pierwszy dzień, dwa. ( Oczywiście czasami dziecko jest uczulone i korzysta z jednej, jedynej firmy- wtedy bierzemy no i niestety… mamy mniej miejsca na inne sprzęty, ciuszki.
- Ciuszki- pamiętajmy, że najczęściej tam gdzie jedziemy jest w miarę ciepło- będzie możliwość małej przepierki
- Nigdy nie brałam ze sobą łóżeczka turystycznego i jakoś daliśmy radę
- Kiedy Igorek jeździł jeszcze wózkiem kupiliśmy za jakieś 100 zł wózek parasolkę ( im tańszy tym lepszy, tzn. jak się zgubi czy popsuje- na lotnisku się nie cackają- nie będzie żal. To samo z fotelikiem do samochodu- nie wszystkie wypożyczalnie dysponują fotelikami np. w Albanii
- Zawsze biorę ze sobą lekarstwa ( takie, które również w domu zawsze mam w apteczce- na gorączkę, przeciwbólowe, biorę termometr. Oczywiście też maść na pogryzienia komarów oraz repelent przeciw komarom z DEET ( siła zależy od poziomu stężenia tego środka chemicznego w danym preparacie. Repelenty z DEET są dostępne w aptekach i wielu sklepach) Czasami dobrze jest wstrzymać się i kupić spray w kraju, do którego jedziemy- będzie skuteczniejszy).
- Co do szczepień to Igorek ma prawie wszystkie możliwe. Wiem, że to kontrowersyjna kwestia. My podjęliśmy taką decyzję.
- Do samolotu zawsze biorę jakieś „uciszacze” na nudę np. książeczkę z naklejkami, grę, fajna jest taka książeczka z pisakiem zmazywalnym- ma różne zadania do wykonania, rysunki do uzupełnienia, potem można radosną twórczość zmazać i tworzyć na nowo). Dobrze byłoby gdyby te rzeczy były nowe. Niektóre linie lotnicze dbają o małych podróżników i same proponują taki zestaw „pierwszej pomocy”
- Igorek zawsze miał swój własny bagaż. Najpierw mały plecaczek biedronkę, a teraz taką małą, walizeczkę też biedronkę. Myślę, że to fajny pomysł. Uczy brania odpowiedzialności za swoje rzeczy. A, że walizka ma kółka- to już inna historia
- Nie ruszam się nigdzie bez wilgotnych chusteczek- bardzo pomocne, w różnych sytuacjach.
- Oczywiście biorę dla Igorka żel do mycia oraz krem z wysokim filtrem.
- Nie mamy ze sobą żadnych gadżetów typu i-pod, tablet. Wszystkie gadżety najlepiej zostawić w domu
- No i słucham swojej intuicji. Dobrze jest iść przed wyjazdem do pediatry, zbadać maluszka, może poprosić o poradę ( w razie niespodziewanego choróbska można wykupić jakiś odpowiedni lek jeszcze przed wyjazdem).
- Poszperajmy trochę w Internecie, być może znajdziemy rady dotyczące pobytu z dzieckiem w miejscu, do którego się wybieramy
- Pewne jest, że nigdy nie weźmiemy wszystkiego, co byśmy chciały, co będzie być może potrzebne. Na miejscu zawsze trzeba będzie trochę kombinować i to też jest częścią przygody.
Kiedy dotrzemy do celu dobrze jest mieć sprecyzowany plan działania. Poszukajmy wcześniej miejsc, które będziemy chcieli zobaczyć z maluchem, do których będziemy chcieli z nim pójść (np. park wodny, zoo, park rozrywki, itp.)
U nas sprawa jest prosta- Igorek uwielbia jazdę metrem
Berlin czy Singapur? – to zależy oczywiście od wielu rzeczy. Najważniejsze jest, żeby chciało nam się wyjeżdżać, bo dzięki temu pokazujemy dziecku nie tylko ten najbliższy, domowy świat. Poprzez wspólne wyjazdy uczymy się siebie, naszego malucha, wspólnie przeżywany i doświadczamy. Tak więc w drogę!
test: Agnieszka Molik-Matyga – organizator wypraw, szkoleń nurkowych, kursów językowych
www.igitravel.pl