Mroczna lekcja “Dojrzewania” z Netflix: Czy znamy świat naszych dzieci? Psycholog o lękach i porozumieniu z nastolatkiem

Z tego artykułu dowiesz się:
“Dojrzewanie”, trzymający w napięciu kryminał o zabójstwie młodej dziewczyny, utrzymuje się na podium listy najchętniej oglądanych produkcji Netflixa na całym świecie. Jego popularność nie wynika z fabuły, ale z bolesnej prawdy, z jaką konfrontuje dorosłych: czy naprawdę znamy świat naszych dzieci i czy zdajemy sobie sprawę z czyhających na nie niebezpieczeństw? O psychologiczne mechanizmy rządzące okresem dorastania i o to, jak budować most porozumienia z nastolatkiem pytamy – w kontekście serialowej produkcji – Darię Jaworską, psychologa.
Lęk i poszukiwanie winnych
Echa serialu “Dojrzewanie” nie milkną. Na jego temat pojawiają się różne opinie. Jedni się nim zachwycają, inni są oburzeni, a jeszcze inni zupełnie nie rozumieją jego fenomenu. Czy widzisz coś, co łączy te wszystkie komentarze?
Daria Jaworska*: Z wielu z nich wybrzmiewa ta sama emocja – lęk. U wielu osób pojawiła się potrzeba wyjaśnienia sytuacji po to, aby ją bardziej zrozumieć. Szukamy winnego tragedii. Będziemy spokojniejsi, jeśli przyjmiemy, że np. rodzice Jamiego czegoś nie dopatrzyli, zaniedbali lub zignorowali. Łatwiej nam wierzyć, że jeżeli kogoś spotkało coś złego, to musiała być jakaś przyczyna, że ktoś zawinił – rodzic, nauczyciel, a nawet Internet. To złudny skrót myślowy, który wykorzystujemy, aby odzyskać poczucie bezpieczeństwa, na zasadzie „wiem już, co robić, aby mnie to nie spotkało”. W ten sposób zyskujemy złudne poczucie kontroli.
Chcemy wierzyć, że mamy wpływ na rzeczywistość. Bardzo trudno jest przyjąć, że trudne doświadczenia po prostu się zdarzają. Serial odkrywa różne czynniki, które miały wpływ na to, że doszło do tragedii.
→ Przeczytaj także: Zrozumienie to najlepszy prezent dla nastolatków
W moim przekonaniu serial nie daje jednak żadnych odpowiedzi, przeciwnie – stawia mnie, rodzica, przed jeszcze większą ilością pytań.
A tym najczęściej powtarzanym jest, co zrobić, żeby nie spotkało to mojego dziecka. Czego nie zaniedbać? Ale to dobrze, że takie pytania rodzą się w naszych głowach. Są trudne, bardzo bolesne i dotykają obszarów, o których nie chcemy myśleć, ale przecież nie uciekniemy od problemów życia. Nie ma możliwości pominięcia w nim trudnych emocji i rozmów. Nie możemy też uciekać od wniosków, że coś zaniedbujemy. W tym jest jednak nadzieja, bo trudno zmienić coś, czego nie dostrzegamy. Jeśli uświadomimy sobie, że są obszary, które mogłyby wyglądać inaczej, możemy zacząć je kształtować tak, jak chcemy.

Ale znowu: jak to zrobić, żeby było dobrze?
Nie ma recepty na dobre wychowanie. Tak samo jak nie ma idealnych rodziców. Ale wcale nie ma potrzeby, abyśmy tacy byli, bo życie nie składa się tylko z jednego wymiaru. Jest piękne, zachwycające, wzruszające, ale bywa też bolesne, trudne, nudne, męczące. Są sukcesy i piękne chwile, ale są też kryzysy i cierpienie. Nie wymażemy tego i nie zakolorujemy. Nie możemy też rozłożyć nad dzieckiem parasola ochronnego. Naszą rolą, jako rodziców, jest przygotować dziecko do samodzielnego życia. Rodzice Jamiego też starali się to robić. Tak, jak umieli. Kochali go najmocniej jak potrafili. Byli rodzicami, jakimi potrafili być i jakimi się nauczyli.
Ale jego ojciec dużo pracuje i nie widzi, że syn nie lubi sportu. Nie wie też, o której chłopiec wrócił do domu.
Siedząc po drugiej stronie ekranu łatwo przychodzi nam ocenianie. Od razu wydajemy wyrok: „tam nie ma relacji między dzieckiem a rodzicami”. Ale zauważ, że funkcjonowanie serialowych rodziców nie różni się istotnie od naszego. Kto z nas nie wrócił z pracy zmęczony lub rozdrażniony? Kto nie przedłużył dziecku czasu na telefonie, żeby choć chwilę odpocząć? Kto nie okazał poczucia zawodu z przegranego meczu albo jedynki ze sprawdzianu? Czy naprawdę wiemy, w jakie gry gra nasze dziecko i czy znamy hasło do jego telefonu albo komputera? Zdarza się nam popełniać błędy.
Na to nakłada się niezrozumienie nastolatka. Przymykamy oko na niektóre zachowania, tłumacząc je hormonalną burzą. Mówimy sobie, że to minie, że każdy przez to przechodził. Niekiedy też boimy się konfrontacji, bo nastolatek bywa zdystansowany i obojętny. Czasem trzaśnie drzwiami, niekiedy odpowie w nieakceptowalny sposób. Nadal jednak bardzo potrzebuje swoich rodziców.
→ Przeczytaj także: Przemoc rówieśnicza dotyka co drugiego ucznia w Polsce
Rodzice jako bezpieczna baza w burzliwym okresie dorastania
Wydaję mi się, że właśnie tu łatwo popełnić błąd. Łatwo ulec przekonaniu, że nastolatek jest już samodzielny, a jego relacja jest najsilniejsza z kolegami i koleżankami.
Dojrzewanie to najtrudniejszy etap w życiu. Żaden inny okres rozwojowy nie obfituje w tyle kryzysów, zmian i doświadczanych trudności. Żaden! Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że każdy nastolatek zmaga się z kryzysem. I aby młody człowiek mógł sobie z nim odpowiednio poradzić, potrzebuje bezpiecznej bazy, którą są właśnie rodzice.
Zacznijmy więc od czasu. Od naszej dostępności i obecności. Zbłądziliśmy? Popełniliśmy błąd? Nie bójmy się do tego przyznać i przeprosić. Rozmawiajmy, ale i słuchajmy. Nie bez powodu natura dała nam parę uszu i jedne usta. Bądźmy ciekawi własnego dziecka. I nie bądźmy tacy radykalni odnosząc się do swojego okresu nastoletniego. To był zupełnie inny świat.
Lepszy? Spokojniejszy?
Tego nie wiem, ale my też doświadczaliśmy kryzysów i problemów. Też kłóciliśmy się z rodzicami, też mieliśmy złamane serce albo doświadczyliśmy przemocy w szkole. Wielu z nas dziś o tym albo nie pamięta (bo nie wszystkie wspomnienia przechowujemy), albo zniekształca doświadczenia z przeszłości. Nie zmieniły się jednak oczekiwania młodych ludzi: każdy chce być akceptowany i lubiany, a często czuje się bardzo samotny. Problem w tym, że my żyliśmy w jednym świecie, nasze dzieci znają już dwa: rzeczywisty i wirtualny.
Wirtualny świat nastolatków: wsparcie i zagrożenia
Pamiętam jednak, że kiedy rozmawiałyśmy o uzależnieniu od Internetu, powiedziałaś, że jest on dla młodych ludzi tym, czym dla nas elektryczność. Nie da się go wyeliminować.
Bo się nie da, zresztą my też w tym wirtualnym świecie funkcjonujemy i wielu z nas nie wyobraża sobie, żeby było inaczej. Zaakceptowaliśmy go i uważamy za element codziennego życia, ale zapominamy o tym, że dostęp do mediów społecznościowych istotnie wpłynął na skalę problemów młodych ludzi. Każdego dnia mierzą się z hejtem, przemocą, mają wręcz nieograniczony dostęp do treści pornograficznych. I choć tyle mówi się o tych zagrożeniach, często ich nie zauważamy, albo odsuwamy od siebie myśl, że to może dotyczyć mojego dziecka. Zapominamy o tym, że przemoc nie znika wraz z przyjściem dziecka ze szkoły czy podwórka. A dzięki mediom społecznościowym ona trwa i eskaluje. Na to nakłada się niezrozumienie specyfiki języka młodych ludzi, co zresztą wybrzmiało w serialu. To co dla nas, dorosłych, wygląda jak uprzejma wiadomość, dla nastolatków jest hejtem za pomocą emoji. Im więc będziemy bliżej naszego dziecka i spróbujemy zrozumieć jego świat, tym lepiej.
→ Sprawdź, jakie są pierwsze objawy uzależnienia od Internetu
A jeśli ono nie chce się nim dzielić? Mam wrażenie, że każde młode pokolenie chce zanegować poprzednie. Oddzielić się od niego, zbuntować wobec panujących w nim reguł.
Podstawy się nie zmieniają. I my w młodym wieku, i oni teraz szukają akceptacji i zrozumienia. Nastolatek chce czuć, że należy do jakiejś grupy, że jest ważny. Jego poczucie własnej wartości chwieje się w posadach, jest bardzo kruche i zależne od oceny innych. Z jednej strony chce być zauważony, z drugiej często źle czuje się z samym sobą i chciałby zniknąć. Inni wydają się ładniejsi, fajniejsi, bardziej przebojowi, bardziej lubiani. To dlatego nastolatkowie tak często czują się niezrozumiali przez dorosłych. Ich perspektywa jest po prostu inna. A jeśli na to jeszcze nałożą się problemy w rodzinie (np. rozwód rodziców, uzależnienie, choroba), w środowisku rówieśniczym (brak akceptacji, przemoc) albo trudności szkolne, to udźwignięcie tego jest szalenie trudne.
A kiedy dorośli zawodzą, wirtualny świat kusi jeszcze bardziej.
Nie tylko kusi, ale też daje to poszukiwane zrozumienie i wsparcie. I to daje błyskawicznie, bo reakcja jest szybka – lawinowo rośnie liczna lajków i serduszek, dołączają do nas kolejni znajomi. Tylko ich brak albo negatywny komentarz bolą tak samo jak przykrość lub odrzucenie w realnym życiu. Różnica polega na tym, że w realnym świecie liczba obserwatorów jest skończona, w wirtualnym – szybko wymyka się spod kontroli.
Co robić, gdy zaczniemy podejrzewać, że coś trapi nasze nastoletnie dziecko?
Pytać, obserwować, słuchać i – co najważniejsze – być. Rozmawiajmy, reagujmy i wspólnie szukajmy rozwiązań. Wychowawca, psycholog lub szkolny pedagog, poradnie lub przychodnie mogą wesprzeć rodzica i dziecko, pomagając obrać właściwy kierunek. Warto też korzystać z infolinii i punktów konsultacyjnych. Zawsze lepiej zapytać, poszukać pomocy i wrócić uspokojonym, niż czekać i pozwalać trudnościom rosnąć.
Dziękuję za rozmowę.