Wojna domowa - Mamywsieci.pl
Teraz czytasz...
Wojna domowa

Planer na Dobry Rok

Wojna domowa

Mam tendencję do umniejszania tego, co robię. Że ja przecież mniej zarabiam, że sama bym nie utrzymała tej rodziny. Że Paweł taki zapracowany i zestresowany
Ona: Wiem, że powinnam to olać, że on jest niezadowolony i naburmuszony. Ale czasami jak myślę o tym, że w ogóle mam go o coś poprosić, to mi się odechciewa.

On: Ja tak funkcjonuję, że jak nie ma przymusu, to nie robię rzeczy, których nie lubię albo nie mam nawyku robić.
Jakim byliście związkiem, zanim urodziły się dzieci?

Chyba partnerskim. Mieszkaliśmy w mojej kawalerce, pracowaliśmy, żywiliśmy się głównie na mieście. Śniadania robiliśmy, jak kto chciał, czasem Paweł wychodził rano po bułki. Bałagan? To się jakoś sprzątało. Sprawy takie jak wyniesienie śmieci albo gotowanie nigdy nie były problemem. Mówię 'chyba byliśmy’, bo teraz nie jestem pewna, czy wiem, co to jest związek partnerski. Pamiętam taką scenę. Gosia miała rok, przyszła do mnie koleżanka feministka, niezależna, samotna. Około 18 z pracy wrócił Paweł, usiadł przy stole, a ja mu podałam rosół. Rozpętała się karczemna awantura. Ta dziewczyna nie mogła tego pojąć, zaatakowała mnie. Dla mnie to było przegięcie. Ale z drugiej strony pomyślałam, że jest coś bardzo niepokojącego w tym geście. I że nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek zdarzyło się, że wracam do domu, a Paweł serwuje mi kolację.

Ale wtedy uważałam, że nie ma w tym nic złego. Myślałam, że tak jest sprawiedliwie, że ponieważ on pracuje, utrzymuje dom, a ja jestem w domu z dzieckiem, to cała reszta przychodzi w pakiecie. Sprzątanie, zakupy, pranie, gotowanie.

Jak do tego doszło?

Zupełnie mimochodem. To niesamowite, z jaką łatwością weszliśmy w tradycyjny model rodziny. Zaczęło się, gdy zaszłam w ciążę. Poczułam chęć dbania o dom, stworzenia ogniska. Dopiero jak Gosia się urodziła i trochę czasu minęło, zaczęłam odczuwać narastającą izolację. Siedziałam w domu i czekałam na męża, który przyniesie mi wieści ze świata. To było samotne macierzyństwo, bez pomocy ze strony babć, wszędzie musiałam chodzić z dzieckiem. Po roku wiedziałam, że już potrzebuję swojego życia z powrotem, że dałam córce tyle, ile mogłam. Jedyne, co udało mi się wyegzekwować podczas tego roku, to siłownia. Wstawałam o siódmej i jechałam poćwiczyć, a Paweł zostawał z małą. Wracałam koło dziewiątej, a on szedł do pracy. Karmiłam piersią, czasem zdarzało się, że mała się rozpłakała, i on był wtedy wkurzony, że była głodna. Oczywiście nie dlatego musiała płakać, ale tak było najłatwiej. A ja od razu miałam poczucie winy, że w ogóle wyszłam, że on jest wkurzony i tak zaczyna dzień.

Jak było z pieniędzmi?

Gdy urodziła się Gosia, byłam bez macierzyńskiego i miałam ogromny problem z tym, żeby wydawać kasę zarobioną przez Pawła. To był jeden z powodów powrotu do pracy. Bardzo oszczędzałam, nie byłam w stanie wydać ponad to, co muszę. Niby miałam dużo oszczędności, ale jak Gosia miała dwa miesiące, to zaczęłam brać zlecenia. Musiałam mieć swoje pieniądze. Co było absurdalne, bo jak pomyślę o innej kobiecie w tej sytuacji, to chcę powiedzieć: 'Hej, o czym ty mówisz, urodziłaś dziecko, zajmujesz się nim i prowadzisz dom, nie jesteś darmozjadem!’. Ale dla mnie to było trudne. Teraz razem utrzymujemy rodzinę. Ale mam taką tendencję, nie wiem, skąd mi się to bierze, umniejszania tego, co robię. Że ja przecież mniej zarabiam, że sama bym nie utrzymała tej rodziny. Że Paweł taki zapracowany i zestresowany.

A jak było z drugim dzieckiem?

Miałam już umowę o pracę i byłam na macierzyńskim. Jak się skończył, to czułam, że nie mogę jeszcze emocjonalnie i psychicznie znieść rozłąki, że to za wcześnie. I musiałam powiedzieć mężowi, że ja, ta feministka, chcę jeszcze zostać w domu. Mimo że mamy umowę, że wracam do pracy. I na dodatek podać argument, że nie czuję się gotowa. Nie wiedziałam, jak zareaguje. Okazało się, że jest raczej zadowolony.

Ile zostałaś w domu?

Rok. Po czterech miesiącach wszystko mi się zmieniło i byłam już całkowicie gotowa do powrotu do pracy. Ale i z mężem, i z pracodawcą byłam już inaczej umówiona. Najgorsza była zima. Gosia poszła do przedszkola, była ciągle chora i zarażała Michała. Był taki miesiąc, który cały przesiedziałam w domu. Najpierw Gosia miała zapalenie płuc, a potem Michał zapalenie oskrzeli. Pamiętam, że wracamy od lekarza, siedzę otępiała na przednim siedzeniu i mam ochotę wbić sobie gwóźdź w czoło.

Z trudem dotrwałam do pierwszych urodzin Michała. Ale powrót do pracy też nie był łatwy. Totalna reorganizacja życia. Nie mogłam się też rozeznać w reakcji Pawła. Z jednej strony mówił, że super, że wracam do pracy, a z drugiej – widziałam u niego frustrację i irytację, że się wszystko zmienia i że będzie musiał się zaangażować. W takich momentach mi się wydaje, że on by wolał, żebym została w domu. To by przecież niebywale uprościło jego życie.

Zobacz także

Jaki macie podział obowiązków?

Teraz kolacji mu nie serwuję, ale oprócz tego, że pracuję na pół etatu i mamy dwójkę dzieci, to ja się zajmuję praniem, myciem garów, ogarnianiem kuchni, gotowaniem. Jedyne, co mój mąż jest w stanie zrobić, to włożyć rzeczy do zmywarki i je wyjąć. I to też nie zawsze. Mamy taki podział, że w poniedziałek, wtorek, środę i czwartek ja wstaję z dziećmi, a przez resztę tygodnia on. Z tym że w weekend często jest tak, że jak tylko wstanę o ósmej, to on się jeszcze kładzie spać. W te dni, w które ma dyżur, robi dzieciom śniadanie. I to jest jedyna jego aktywność w kuchni. I raz w tygodniu robi duże zakupy, bo ma prawo jazdy. Ale codziennych rzeczy, jak to, że jajka się skończą albo masło, nie zauważa. On uważa, że to wyrasta w lodówce, na półce.

A twój poranek, gdy masz dyżur?

Wstaję o 6.30, robię dzieciom śniadanie, gotuję obiad dla Michała albo przygotowuję półprodukty, żeby niania zrobiła, sprzątam kuchnię, bo wieczorem nie jestem w stanie tego zrobić, bo padam na twarz; wyciągam pranie, chowam to, które się wysuszyło, rozwieszam nowe. No i zajmuję się dziećmi. Gdy Paweł wstaje rano, nie wykonuje żadnych czynności dodatkowych. Poza tym są rzeczy, do których Paweł nigdy się nie dotyka – nie zmieni pościeli w naszym łóżku, nie poukłada w szafie dzieci. Ja już w jego szafie nie sprzątam – chce mieć bałagan, niech ma. Ale jak ostatnio odkrył, że jego koszule krzywo wiszą, to charchał i miał pretensję. Nagminnie zostawia mokre ręczniki w łazience, które zaczynają gnić. Jak zwrócę uwagę, żeby wywiesił na balkonie, to jest obraza. Albo zaczyna się czepiać, że zostawiłam plecak na środku pokoju. Z mojej perspektywy to wygląda tak, że gdziekolwiek go położę, tam jest środek.

Próbowałaś renegocjować ten układ?

czytaj dalej
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,114757,10548375,Wojna_domowa.html?as=2&startsz=x

tekst Karolina Domagalska, fragment pochodzi z „Wysokie Obcasy” www.wysokieobcasy.pl

Jak oceniasz ten tekst?
Dobry
0
No, nie wiem
0
Świetny
0
Uwielbiam
0
Zwariowany
0
(c) 2012-2023 Ekomedia   |   wykonanie: BioBRND.pl