To normalne! Dlaczego zwyczajne zachowania naszych dzieci nazwano ADHD, autyzmem i innymi zaburzeniami Enrico Gnaulati.

Wracasz do domu. Twoje dziecko szaleje, krzyczy, nie daje się uspokoić. Chcesz odpocząć, odreagować po ciężkim dniu, a tu taki chaos. Co z tym dzieckiem jest nie tak?! NIC. Ono też jest zmęczone i musi odreagować.
CZAS WRÓCIĆ DO NORMALNOŚCI
Enrico Gnaulati, doktor psychologii i psychoterapeuta z wieloletnim doświadczeniem w pracy z dziećmi i młodzieżą, zauważył, że do jego gabinetu zaczęło trafiać coraz więcej pacjentów z poważnymi diagnozami – ADHD, autyzm, choroba dwubiegunowa. Tymczasem on widział zwyczajne, fajne dzieci, które na swój sposób starają się poradzić sobie z problemami.
Autor przekonuje, że wiele tak zwanych nietypowych zachowań, czy to u wyciszonego wrażliwego pięciolatka, czy u nerwowego dziesięciolatka, można wytłumaczyć w zupełnie inny sposób – złą dietą, brakiem snu, przechodzeniem przez typowy dla tego wieku bunt.
W przystępny sposób pokazuje, jak radzić sobie z problemami i nie dać się zmanipulować modom kreowanym przez media i firmy farmaceutyczne, których ofiarą padają nasze dzieci.
Przekonaj się, że nasze dzieci są normalniejsze, niż nam się wydaje, a problemy z nimi można łatwo rozwiązać.
- Czy naprawdę istnieje coś takiego jakiego „trudne dziecko”?
- Czy każde rozbiegane dziecko musi mieć ADHD?
- Czy każdy wrażliwy dzieciak okazuje się autystykiem?
To nie jest kolejny poradnik, jak wychować dziecko, a jak lepiej zrozumieć i pomóc swojemu dziecku i sobie.
Konkretne rady, jak radzić sobie z dziećmi, kiedy trzeba iść do specjalisty, a kiedy spędzić więcej czasu z dzieckiem.
Ta książka pokazuje, jak nie przeoczyć problemu i jak nie tworzyć go tam, gdzie go nie ma.
Enrico Gnaulati – doświadczony psycholog dziecięcy – pokazuje, że nasze dzieci są normalniejsze, niż nam się wydaje, a problemy z nimi można łatwo
rozwiązać.Książka ponadto ukazuje szokującą prawdę o tym, kto tak naprawdę zarabia na ADHD i innych zaburzeniach. Półka z lekami dla dzieci jest najszybciej
rozwijającą się w branży farmaceutycznej.
DLACZEGO TA KSIĄŻKA JEST WAŻNA
Dr Enrico Gnaulati jest psychologiem klinicznym z niemal 20-letnim stażem. Pracę doktorską, poświęconą zagadnieniu diagnozy i terapii dzieci oraz młodzieży, obronił na prestiżowym Uniwersytecie Columbia. Jego artykuły ukazywały się zarówno w czasopismach naukowych (m.in. „The Journal of Psychology”, „Psychological Reports”), jak i w prasie popularnej („The Atlantic”, „Salon”, „Al. Jazeera America”). Zaniepokojony gwałtownym wzrostem ilości dziecięcych diagnoz zaburzeń spektrum autystycznego, ADHD oraz choroby afektywnej dwubiegunowej, Gnaulati zwraca uwagę na często występujący wśród psychiatrów oraz terapeutów problem „diagnozowania na wyrost” i obszernie powołując się na aktualny stan wiedzy naukowej, obala popularne mity dotyczące tych chorób. Obecnie praktykuje jako terapeuta w rodzinnej Pasadenie w stanie Kalifornia.
Fragment:
IM MNIEJ ŚPI KSIĘŻNICZKA, TYM BARDZIEJ SZALEJE SMOK
Dwóch szwedzkich ekspertów od snu przedstawiło ostatnio dowody naukowe potwierdzające pewne dotychczasowe przekonania na temat „dobrego snu”
(jest to określenie wystarczającej ilości snu, która sprawia, że jest się wypoczętym i dobrze się wygląda). Namówili kilkudziesięciu młodych mężczyzn i kilkadziesiąt kobiet, by ci pozwolili się dwukrotnie sfotografować w godzinach popołudniowych w dobrze oświetlonym pokoju – jedno zdjęcie wykonywano po dobrze przespanej nocy, a drugie po pewnym okresie bezsenności. Badani nie mogli mieć makijażu i za drugim razem mieli zaprezentować dokładnie taki sam wyraz twarzy jak przy pierwszym zdjęciu. Sześćdziesięciu pięciu obserwatorów (którzy nie wiedzieli, czy osoba na danym zdjęciu jest wyspana, czy też nie) poproszono o ocenę atrakcyjności ludzi na zdjęciach; mieli oni określić, czy dany człowiek wygląda na zmęczonego czy wypoczętego i czy zdrowego czy chorego. Wynik okazał się jednoznaczny: twarze ludzi pozbawionych snu oceniono jako mniej atrakcyjne, mniej zdrowe i mniej wypoczęte.Dobry sen w nocy sprawia, że wyglądasz najkorzystniej, jak tylko możesz. Ale co nauka mówi o złym śnie i o tym, jak czują i zachowują się dzieci, które źle śpią? Zanim wgryziemy się w ten problem, przyda nam się garść statystyk opisujących współczesne zwyczaje senne Amerykanów.
Według sondażu Sleep in America (Sen w Ameryce) typowy szóstoklasista śpi 8,4 godziny w „noce szkolne” (tak nazwijmy noce w tygodniu roboczym), a przeciętny maturzysta 6,9 godziny. Tylko dwadzieścia procent nastolatków zażywa dziewięciu godzin snu, czyli śpi tyle, ile zaleca się w ich wieku. Ponad pięćdziesiąt procent osób w tym wieku przyznaje, że sypia za mało i w ciągu dnia odczuwa zmęczenie. Autorzy badania zwracają uwagę na „różnicę w świadomości” między nastolatkami a ich rodzicami, bo dziewięćdziesiąt procent rodziców twierdzi, że ich nastoletnie dzieci śpią wystarczająco długo przynajmniej przez kilka nocy szkolnych.
Wielu rodziców nie docenia też w pełni tego, jak szybko i jak bardzo może się pogarszać nastrój i zdolność samokontroli dziecka, które nie zażywa odpowiedniej ilości snu albo sypia źle. Gdy dziecko nie dosypia, jego zachowanie zaczyna przypominać to charakterystyczne dla ADHD – dzieciak staje się przymulony, zrzędliwy, łatwo się denerwuje i zbyt ostro reaguje na codzienne sytuacje. Prawda jest taka, że jednym z najściślej strzeżonych sekretów psychiatrii jest znajomość silnego związku między ADHD a problemami ze snem. Różne badania pokazują, że od dwudziestu do siedemdziesięciu procent dzieci z ADHD ma równocześnie kłopoty ze snem. W artykule, który w 2009 roku ukazał się w czasopiśmie „Sleep”, Reut Gruber pisze o tym, że badane przez niego dzieci z ADHD w wieku od siedmiu do jedenastu lat sypiają średnio w ciągu jednej nocy osiem godzin i dziewiętnaście minut, czyli trzydzieści minut
mniej niż dzieci, które nie cierpią na tę chorobę. Specjaliści mówią, że dzieci w tym przedziale wiekowym potrzebują od dziewięciu do dziesięciu godzin nocnego snu. Oznacza to, że badanym przez Grubera pacjentom brakuje niemal godziny snu na dobę.
Oczywiście warto się zastanowić nad tym, czy nadaktywne dzieci to po prostu dzieci, które chronicznie nie dosypiają. Takie pytanie zadała doktor Seema Adhami, ekspert do spraw snu z centrum medycznego Memorial Medical Center Uniwersytetu Massachusetts podczas rozmowy z redaktorem „Carlat Child Psychiatry Report”. Doktor Adhami odpowiedziała na nie twierdząco: „Tak, jak najbardziej – w przypadku dzieci nadaktywność i zmienność nastrojów mogą być symptomami złego snu. Czasami trudno jest dokładnie określić przyczynę tych objawów, ale ważne jest, by sen traktować jako jedną z możliwych przyczyn. Jeśli na przykład ktoś ma dziec-ko, które zwykle czuło się dobrze, a teraz przechodzi przez okres nadaktywności, problemów ze skupieniem uwagi, humorów i drażliwości, warto przyjrzeć się temu, czy nic nie zmieniło się w jego zwyczajach związanych ze snem”. Takie samo spojrzenie po drugiej stronie
Atlantyku, w Loughborough, prezentuje Jim Horne, pracujący w Sleep Research Centre, największym brytyjskim laboratorium badawczym snu: „Dzieci, które stale kładą się późno spać, wpadają w stan nadaktywności, a szkolna nauka w ciągu dnia staje się dla nich problemem”.
Złe nawyki snu łączy się też z niedobrym nastrojem i dziecięcą depresją. Podczas dorocznego spotkania lekarzy z amerykańskiego stowarzyszenia na rzecz snu Associated Professional Sleep Societies w 2010 roku doktor Mahmood Siddique ogłosił wyniki badań, które pokazują, że maturzyści, którzy w ciągu dnia wykazują oznaki skrajnej senności, prezentują również wiele objawów depresji: drażliwość, słabą motywację i niską samoocenę. Z kolei ze wspomnianych już badań Sleep in America wynika, że siedemdziesiąt trzy procent tych nastolatków, którzy często uważają się za nieszczęśliwych i nerwowych, twierdzi równocześnie, że nie sypia wystarczająco długo.
Brak snu bywa jedną z najpowszechniejszych przyczyn kiepskiej koncentracji i wahania nastrojów naszych dzieci. Jak radzi sobie z tym amerykańskie społeczeństwo? Niestety, traktujemy to jako problem medyczny i zalecamy odpowiednie pigułki. W 2005 roku jedna trzecia z wydanych przez koncerny farmaceutyczne 1,9 miliarda dolarów poszła właśnie na reklamy preparatów na sen. Lekarze przepisują dzieciom coraz więcej recept na środki nasenne.
Doktor Judith Owens – specjalistka do spraw snu w szpitalu dziecięcym Hasbro Children’s Hospital w Rhode Island – postanowiła dokładniej przyjrzeć się temu trendowi. Kilka lat temu wraz z grupą kolegów przeprowadziła badanie obejmujące prawie tysiąc trzystu członków American Academy of Child and Adolescent Psychiatry, sprawdzając ich praktyki wobec dzieci z problemami ze snem19. Okazało się, że co czwarte dziecko, które ma takie kłopoty, wychodzi z gabinetu lekarskiego z receptą na środek nasenny.
Niewiele wiemy o tym, czy środki nasenne są dla dzieci bezpieczne i w jakim stopniu im pomagają. Wiemy tyle, że ich przyjmowanie może być ryzykowne dla dorosłych. Pewne kanadyjskie badanie pokazało, że naprawdę powinniśmy sięgać po takie preparaty możliwie jak najrzadziej20. Między 1994 a 2007 rokiem co dwa lata ankietowano ponad czternaście tysięcy ludzi w wieku od osiemnastu do stu dwóch lat, pytając ich o styl życia i stan zdrowia. Wśród tych osób, które zażywały tabletki nasenne lub preparaty na uspokojenie (które także często przepisuje się przy problemach ze snem), śmiertelność wynosiła 15,7 procent w porównaniu z 10,5 procentem wśród osób, które takich preparatów nie przyjmowały. Autorzy badania na różne sposoby tłumaczyli ten wzrost ryzyka śmierci. Środki nasenne i uspokajające mogą wydłużać czas reakcji, obniżać poziom uwagi i koordynacji, prowadząc w ten sposób do wypadków.
Mogą też szkodliwie wpływać na aktywność systemu nerwowego, co skutkuje z kolei błędną oceną sytuacji życiowej i tym samym podnosi ryzyko podejmowania prób samobójczych.
Bezpieczniejsze i znacznie łatwiejsze sposoby na rozwiązanie dziecięcych problemów ze snem tak naprawdę sprowadzają się do trzech rzeczy: mniej kofeiny, mniej czasu spędzanego przed ekranem telewizora czy komputera, późniejsze godziny rozpoczynania zajęć szkolnych.
Im starsze jest dziecko, tym chętniej sięga do lodówki po napoje gazowane. A im częściej to robi, tym mniej śpi. Do takich wniosków doszedł doktor William Warzak, autor najnowszych badań naukowych dotyczących związków przyjmowania przez dzieci kofeiny z ich zwyczajami związanymi ze snem.
Warzak odkrył, że przeciętne dziec-ko w wieku od pięciu do siedmiu lat przyjmuje 52 miligramy kofeiny dziennie. Odpowiada to ilości ponad pół litra gazowanego napoju dziennie, jeśli tym napojem jest coca-cola czy pepsi; jeśli byłby to napój w rodzaju mountain dew, dawałoby to około 350 mililitrów. Średnia dawka przyjmowanej dziennie kofeiny u dzieci w wieku od lat ośmiu do dwunastu wzrasta już do 109 miligramów, co przekłada się na codziennie wypijany litr coca-coli lub pepsi. Pochłaniające tak wielkie ilości napojów gazowanych dzieci sypiają około 8,47 godziny na noc, czyli od pół godziny do jednej godziny mniej, niż powinny. Amanda Chan, która przeprowadziła badania tego problemu dla stacji MSNBC, nazwała rzecz po imieniu, tytułując swój artykuł
Chuck the Sodas If You Want Kids to Sleep – jeśli chcesz, by dzieci spały, zabierz im napoje gazowane.
Generacja Z – oto nowa nazwa, jaką nadano pokoleniu dzieci, które obecnie mają od trzynastu do osiemnastu lat, a które od początku dorastały w dobie internetu. To dzieci, które żyją nieustannie „podłączone do prądu”. Dopiero teraz powoli dowiadujemy się, co to podłączenie tak naprawdę oznacza – jak bardzo kontakt z nowymi technologiami wpływa na zdrowie i samopoczucie tych dzieciaków. Pewne wskazówki w tej kwestii daje nam komunikat prasowy National Sleep Foundation z 2011 roku23. Ponad pięćdziesiąt pięć procent dzieci z generacji Z w ciągu ostatniej godziny przed pójściem spać zajmuje się serfowaniem po sieci i/lub esemesowaniem. Doktor Lauren Hale – ekspert do spraw snu z Uniwersytetu Princeton – uważa to za jeden z głównych problemów zdrowia publicznego: „Coraz częstsze używanie przez młode pokolenie tych technologii, które potencjalnie wpływają na pogorszenie jakości snu, może mieć poważne konsekwencje dla zdrowia fizycznego, rozwoju poznawczego i innych czynników życiowych”24. Naprawdę może tu być coś na rzeczy.
Jak się okazuje, emitowane przez ekrany sztuczne światło oszukuje mózg, mobilizując go do uwalniania melatoniny, czyli hormonu odpowiedzialnego za sen.
Serfowanie po internecie i gry wideo prowokują umysł do większej aktywności, niż ma to miejsce przy oglądaniu telewizji. Pomyślmy o tym, że osoby ze starszego pokolenia potrafią przysypiać już w trakcie wieczornej kąpieli.
Członkowie generacji Z nie przysypiają nigdy – ani wpatrując się nocami w ekrany telefonów komórkowych, ani waląc w klawisze laptopów, ani wgapiając się w ekran telewizyjny, do którego podłączyli Xboxa. Interaktywne technologie, za pomocą których umilają sobie czas przed pójściem do łóżka, budzą ich i utrzymują w pionie. Sen dzieciaka z pokolenia Z trwa w noce szkolne przeciętnie siedem godzin i dwadzieścia minut, czyli przynajmniej o pół
godziny mniej, niż potrzebuje jego ciało. Być może Amanda Chan powinna napisać drugą część artykułu o kofeinie, tytułując ją tym razem: Jeśli chcesz, by dzieci spały, na godzinę przed snem odciągnij je od ekranu.
Czy wczesne rozpoczynanie godzin lekcyjnych przeszkadza nastolatkom w zażywaniu odpowiedniej ilości snu i tym samym wpływa na to, że gorzej funkcjonują w szkole? Robert Vorona – wybitny lekarz ze Szkoły Medycznej Wirginii Wschodniej – wraz z kolegami z zespołu zajmującego się problemem snu przeprowadził niemal detektywistyczne dochodzenie na ten temat26. Naukowcy przestudiowali pochodzące z 2008 roku dane Virginia Department of Motor Vehicles dotyczące wypadków samochodowych z udziałem nastolatków i doszli do całkiem ciekawych wniosków. Stłuczki nastolatków były o jakieś czterdzieści jeden procent częstsze w okolicach Virginia Beach niż w sąsiednim Chesapeake. Ustalono, że za tak wysoki wynik odpowiada
najprawdopodobniej fakt, że w Virginia Beach zajęcia na uczelni zaczynały się o godzinie 7.20 rano, a w Chesapeake dopiero o 8.40. Tak więc studenci z Virginia Beach musieli znacznie wcześniej wstawać. Krócej spali, na czym cierpiała ich koncentracja za kółkiem.
Wraz z początkiem okresu dojrzewania płciowego w mózgu zaczynają zachodzić zmiany, które powodują, że nastolatki odczuwają zmęczenie dopiero w późnych godzinach wieczornych. Większość nastolatków zaczyna czuć się śpiąca aż do dwóch godzin później niż młodsze dzieci. Język naukowy określa to zjawisko jako towarzyszący dojrzewaniu „zespół opóźnionej fazy snu”. Nie zmienia to faktu, że nastolatki potrzebują ponad dziewięciu godzin nocnego odpoczynku. To napięcie między biologią, która każe im przesiadywać do późnej nocy, a zajęciami szkolnymi, które wymagają od nich wczesnego wstawania, powoduje, że nastolatki śpią za mało. Opóźnienie początku porannych zajęć szkolnych o zaledwie pół godziny przynosi znaczne korzyści poznawcze i emocjonalne. Takie było właśnie główne przesłanie badania opublikowanego w lipcu 2010 roku w czasopiśmie „Archives of Pediatric and Adolescent Medicine”. Ponad dwustu uczniom dziewiątej klasy uczęszczającym do prywatnej szkoły w Rhode Island pozwolono przychodzić do szkoły dopiero na 8.30, czyli pół godziny później niż zwykle. Dzięki temu liczba nastolatków, którzy spali w nocy przynajmniej osiem godzin, podskoczyła z szesnastu do pięćdziesięciu pięciu procent. Efekt był taki, że te dzieci, które zaczęły spać dłużej, znacznie rzadziej odczuwały senność w ciągu dnia, zmniejszyła się też ich skłonność do irytacji i smutku. Spora grupa tych uczniów stwierdziła też, że czuje się bardziej zmotywowana do nauki szkolnej i zajęć pozalekcyjnych. Tak mówi nauka. Gdy dzieci i nastolatki pokazują humory, są drażliwe, przymulone, nadaktywne, impulsywne i nie okazują motywacji do nauki, ważne jest, by posłuchać głosu zdrowego rozsądku i sprawdzić, czy przyczyną tych zachowań nie jest może niedobór snu. Bo to, że dzieci, które śpią za mało, zachowują się w taki właśnie sposób, jest rzeczą jak najzupełniej normalną. Jeśli rzeczywiście chcemy się skłonić ku efektywnym środkom zaradczym na zwykłe problemy ze snem, kluczowe jest to, by traktować je mniej jako problemy medyczne, a bardziej jako kwestię stylu życia i sposobu organizacji zajęć szkolnych.
Książka „To normalne!Dlaczego zwyczajne zachowania naszych dzieci nazwano ADHD, autyzmem i innymi zaburzeniami” została wydana przez wydawnictwo Znak.