Niespełna alfabetyczny, internetowy przegląd macierzyński


Kiedy w grudniu 2008 zobaczyłam na teście ciążowym dwie kreski, nie spodziewałam się, że nagle i trochę wbrew swojej woli wejdę w całkiem inny świat, który do tej pory pieczołowicie omijałam – Internet dla kobiet w ciąży i młodych mam.
Zaginęła poprawna polszczyzna, zaczęły się zdrobnienia, zdrobnionka, zdrobnioniuśka. Kobieta w ciąży obrosła (czasem nawet we własnych słowach!) w miana brzuchatki, ciężarówki czy wielorybka. Znikały po kolei tabu – wydalanie, intymność, okrywanie nagości, choroby wrodzone i nabyte, wszystko podawane w tonie reporterskim, często okraszone personaliami i bogato ilustrowane zdjęciami.
(…)
W Internecie zamiast skrzynki są blog, forum i album ze zdjęciami, bo każdy może pisać, chociaż z pewnością nie wszyscy powinni.
(…)
Internet zegalitaryzował komunikację. I nagle młoda blogująca czy pisząca na forum mama, dzieląca się swoim dwubiegunowym macierzyństwem – bo macierzyństwo rzadko jest letnie, miota się od bezbrzeżnego zachwytu, zwanego w Internetach budyniem bądź pieluchowym zapaleniem mózgu (patrz E jak Euforia) do strachu, maksymalnej irytacji, zmęczenia i wkurzenia, graniczącego z depresją (patrz D jak Depresja) – znajduje się w samym środku wsi, która Lepiej Wie, jak dziecko powinna wychować. I jak w tradycyjnej wsi, najłatwiej jest udzielać rad zza płotu, bez znajomości rzeczy, ale z krzyczącą pewnością, że trzeba biedną, nieświadomą i niedouczoną matkę naprostować na Jedyną Właściwą Drogę. Tyle że w globalnej wiosce nie ma jednoznacznej, określonej tradycją czy wyznaniem drogi. Znika solidarność jajników, są za to odłamy i frakcje, czasem współpracujące, czasem się zwalczające.
A jak Aukcje
Zajrzyjcie, a znajdziecie (a potem zadrżyjcie). Cudeńko dla księżniczki, paka ubrań dla niuni, mały modniś. Koroneczki, skarpeteczki, sukieniusie, majtunie, czapusie, wszystko śliczne, wyprasowane, gładziutkie, nowiusie, chociaż czasem to stan idealny z małą plamką, zepsutym suwaczkiem, urwanym guziczkiem czy z potarganymi rajtkami.
To taka paralela do macierzyństwa w Sieci – pokazuje się to co ładne czasem tylko spod spodu widać nieco postrzępioną podszewkę (czy „potrzewkę” , jeśli trzymamy się aukcyjnej nomenklatury).
C jak Cyce
(…) Już w ciąży kobiece piersi, sławione przez bardów, tracą na znaczeniu erotycznym i zaczynają służyć wyłącznie jako zapowiedź baru mlecznego dla niebawem mającego się pojawić potomka. Zaczynają padać dowcipy o tym,
że niedługo nie zabraknie mleka do kawy, pojawia się pierwsza wycena wielkości i nagle zamiast dyskretnej koronki, wychylającej się czasem frywolnie z dekoltu, mamy, excuse le moi, cyce. Młoda mama karmi cycusiem, dziecko cysia, obca kobieta bez skrępowania potrafi zapytać, czy obecne w okolicy dziecko jeszcze, ponownie excuse le mot, „cyca mućka”. Razem z wulgaryzacją językową tej czynności następuje, z jednej strony, chęć ingerencji otoczenia w proces karmienia – mamy żalą się publicznie, że są postrzegane jako mobilne mleczarnie, a długość karmienia jest poddawana ciągłej krytyce (że za długo, za krótko, czemu w ogóle, skoro można butelką, czemu butelką, skoro piersią łatwiej), z drugiej – ciągle nie ma społecznego przyzwolenia na odsłoniętą pierś karmiącą w przestrzeni publicznej.
Mamy kiszą się na tylnym siedzeniu samochodu, chowają w umieszczonych z rzadka pomieszczeniach dla matki z dzieckiem w centrach handlowych albo narażają na niechętne spojrzenia, jeśli mleczny biust wykładają w restauracji czy na ławce. (…)
F jak Frustracja
(…) Na blogu „F jak Frustratki” nie jest szczebiotliwie. Każdy dzień to dzień świstaka, z codziennym powtórzeniem wszystkich błędów poprzedniego. Zmęczenie, irytacja, marzenie o chwili ciszy, o prawdziwym partnerstwie, o tym, żeby ktoś wziął kochane dziecko i zajął się nim przez chwilę. O tym, że przyjście na świat dziecka przebudowuje ścieżki neuronowe, że teraz już nie można bez bólu czytać książki czy oglądać filmu o tym, jak dzieje się krzywda dziecku, że leżąc bezsennie w łóżku,raczej przekłada się w głowie wszystkie czarne scenariusze, a nie listy zakupów, że są nowe obawy i strachy. I tutaj, jak można się było spodziewać, stado ciotek też ma wiele do powiedzenia: że nie jest Prawdziwą Matką, skoro tak czuje, powinna się leczyć, jej dzieci są nieszczęśliwe i na pewno to zmyśla. Złe myśli są zarezerwowane dla marginesu społecznego.
(…)
N jak Niegrzeczne mamuśki
Na współczesnej matce spoczywa duża presja. Ma być przede wszystkim doskonałą matką, wychowującą cierpliwie i zgodnie z najlepszymi wzorcami dziecko bądź dzieci, sumienną pracownicą robiącą karierę zawodową bądź naukową, idealną żoną dbającą o dom i męża, a do tego wszystkiego powinna jeszcze być zadbana, seksowna i łączyć to wszystko harmonijnie, nie starając się narzekać na nic.
„Niegrzeczne mamuśki” to blog, w którym można upuścić nieco pary, żeby nie wybuchnąć pod wpływem presji otoczenia. W przeciwieństwie do „F jak Frustratki” (patrz F jak Frustracja) blog to dzieło kolektywne, z nierównym poziomem – od pełnych egzaltowanej radości wypowiedzi o tym, że dziecko karmione parówkami i popularnymi wysokosłodzonymi serkami rośnie świetnie, a mama nie traci czasu na gotowanie ekologicznych obiadków ze świeżych warzyw, po rozważania nad zachowaniem zdrowia psychicznego.
(…) Autorki dobrze wiedzą, że świat oczekuje od matki grzeczności, zachowania godnego i celowania w obraz anioła, a nie w szatańską niegrzeczność.
(…)
Fragmenty reportażu autorstwa Małgorzaty Krzyżaniak z „Czasu Kultury” (nr 4/2011), który był poświęcony antymacierzyństwu.
Do „Czasu Kultury” dołączony jest zbiorek ” Macierzyństwo bez lukru”.
http://sklep.czaskultury.pl/?mod=produkt&id=116
Małgorzata Krzyżaniak http://zuzanka.blogitko.pl/
Redakcja mamywsieci.pl dziękuje autorce tekstu oraz redakcji „Czasu Kultury” za możliwość opublikowania tego artykułu na łamach naszego portalu.

