Look made with love, czyli ubieramy mamy i córki


Rozmowa z Agnieszką Kalita Maciejczyk – projektantką, mamą dwóch dziewczynek i twórczynią marki Look made with love.
Agnieszko, jeszcze rok temu Twoje życie wyglądało inaczej: w ciągłym biegu, wiecznym pędzie, przy nieustannym braku czasu dla siebie i rodziny.
Tak, to prawda. Nastąpiła ogromna zmiana w moim życiu i teraz przede wszystkim czerpię satysfakcję z tego, co robię. Natomiast nie mogę powiedzieć, że odgrodziłam przeszłość wielką kreską, bo tak nie jest. Byłam i jestem związana z modą, gdyż jestem projektantką, a doświadczenie zdobyte wcześniej, szczególnie to, które się osiąga w pracy zawodowej, kontakty, wiedza na temat funkcjonowania marki odzieżowej, bycie częścią dużej machiny – jakoś człowieka kształtuje i wpływa na wybory życiowe. Pomysł stworzenia marki dojrzewał we mnie bardzo długo i takim największym bodźcem było pójście mojego młodszego dziecka do szkoły. To był dla niej emocjonalnie trudny czas (gdyż poszła do szkoły jako 6-latka). Moje obowiązki zawodowe nie pozwalały mi na bycie z moją córką i na poświecenie jej swojego czasu (w mojej byłej pracy bardzo dużo czasu przebywałam w podróżach służbowych).
To smutne, kiedy córka zadaje pytanie: „mamo, dlaczego inne mamy siedzą na ławeczce i czekają na swoje dzieci, a Ciebie nie ma?” A tata choćby był najcudowniejszym tatą na świecie, to nigdy mamy nie zastąpi. To właśnie wtedy nastąpił przełom…
Najważniejsza rola, czyli rola mamy przeważyła…
Tak, doszłam do wniosku, że życie jest zbyt krótkie, a dzieci zbyt szybko dorastają i nie chciałabym, żeby one – wspominając swoje dzieciństwo – miały obrazek w stylu: mama jest w delegacji, pracuje, a my ciągle za nią tęsknimy, dzwonimy, mamy generalnie nie ma…
Ale przejdźmy do samego początku …
Tak jak już wspominałam, pomysł narodził się w mojej głowie właściwie już dawno, kiedy urodziłam pierwszą córkę, a że córki mam dwie, to dojrzewał razem z nimi, a we mnie ewoluował. W branży fashion pracuję od dawna, z wykształcenia jestem projektantem odzieży, to jest mi bardzo bliskie. Odkąd pamiętam, ciuchy były moim – nie tyle zawodem, co pasją. Gdy pojawiły się córeczki zaczęłam projektować ubrania także dla nich w zaciszu domowym. Koncept ubierania siebie i córek niejako rozpoczęłam na gruncie domowym. Gdy w planach było jakieś duże wyjście, impreza rodzinna lub dziecięce party – to robiłyśmy ciuchy razem.
Córki chciały się tak samo ubierać? To były identyczne ciuchy?
Tak! Były takie same, bardzo często było tak, że jeśli używałyśmy tego samego nadruku, czy tej samej tkaniny, to często ja – jako mama miałam inny fason z tej samej tkaniny, a one miały bardziej dziewczęcy ( bo nie zawsze mama wygląda dobrze w tym, w czym córka). Gdy gdzieś się pojawiałyśmy, te nasze kreacje wzbudzały zainteresowanie (czy to było większe, czy mniejsze towarzystwo, pojawiało się pytanie: „skąd wy macie te ciuchy?” To zawsze zwracało dużą uwagę innych.
Czy właśnie te reakcje to był bodziec do działania?
Po części tak, gdyż przychodzi moment takiego zadowolenia i satysfakcji (bo przy projektowaniu my się jednocześnie bawimy). To nam naprawdę sprawiało ogromną frajdę. I wtedy właśnie przychodzi taka chwila, że może warto pomyśleć o tym bardziej biznesowo i zdecydować się na zarabianie w taki sposób na życie, tym bardziej, że sam pomysł jest w stanie się przerodzić w poważny biznes. Tak właśnie się stało: wspólnie z przyjaciółmi, którzy posiadają ogromne zaplecze technologiczne, konstruktorskie, graficzne, produkcyjne i logistyczne, rozpoczęliśmy współpracę i konsekwentną budowę marki i jej tożsamości. To dzięki nim i naszej wspólnej intensywnej pracy tudzież zaangażowaniu osiągamy kolejne małe i duże sukcesy. Obecnie w pracę nad LOOK-iem zaangażowanych jest wiele ludzi z pasją, kreatywnych, ale też twardo stąpających po ziemi strategów. To daje nam dużą siłę i szansę na sukces.
Ale własna firma to też mnóstwo obowiązków…
Tak, niewątpliwie to również obowiązki i wyzwania, ale z drugiej strony nieporównywalna satysfakcja.
I teraz jesteś dla swoich dzieci?
Tak, teraz jestem dla dzieci i w tej chwili wygląda to tak, że one tworzą markę razem ze mną. W firmę zaangażowana jest cała rodzina, także mój mąż, który jest odpowiedzialny za funkcjonowanie e-sklepu i oczywiście dziewczynki, gdyż biorą udział w sesjach zdjęciowych, czy pokazach mody.
Robimy to razem i każdy ma na to realny wpływ, dysponuję swoim czasem zawodowym w autonomiczny sposób. Jestem po prostu szefową swojego czasu. Gdy dziewczynki są w szkole, ja poświęcam czas na pracę, a później całe wieczory mamy dla siebie.
Czym różnią się Twoje rzeczy od tych z „sieciówek”?
LOOK made with love = made in Poland = Slow fashion 🙂
Nurt slow jest trochę buntem i alternatywą dla fast fashion w „sieciówkach”, w których sprzedaje się szybko, dużo i natychmiast. Tym się właśnie różnimy. Nasz ciuch to nie masówka, to oryginalne, limitowane kolekcje, wykonane w Polsce, z polskich materiałów, uszyte przez polskie krawcowe, często z ręcznie wykonanymi aplikacjami. „Wytwarzając” go podchodzimy do niego z atencją, że jest on na pewno lepiej wykończony, że zespół, który pracuje nad taką kolekcją, myśli o tym, kto to będzie nosił i czy będzie się w tym czuł komfortowo, bo na tym nam najbardziej zależy. Słuchamy naszych klientów, zarówno małych i dużych, rozmawiamy z nimi, a potem wyczarowujemy piękne ciuchy, które chce się mieć.
Wiele osób przekonuje się do jedzenia slow, do filozofii życia nie w biegu, do zdroworozsądkowego worklife balance pomiędzy pracą, a życiem osobistym, rodziną, a tymi przyjemnościami, na które my kobiety po prostu zasługujemy. I jeśli odpowiednio się zdyscyplinujemy, to znajdziemy czas na wszystko – na poranny trening, intensywną pracę, trudne decyzje i wieczory z rodziną.
A jakie plany na przyszłość?
Choć jesteśmy młodą firmą, to mamy już duży feedback z rynku. Mamy dzwonią do nas i piszą – pytają, dlaczego tylko córki? One chcą ubrać się tak samo również ze swoim synkiem. Kobiety, które są mamami wyjątkowo interesują się tym konceptem i podchodzą bardzo entuzjastycznie, one chcą też ubierać się inaczej.
Gdzie można Was znaleźć?
Prawie od samego początku wprowadziliśmy w życie własny sklep internetowy, jesteśmy też na różnych platformach sprzedażowych, takich jak showroomkids czy dawanda. Pozostajemy obecni w sklepach stacjonarnych: w Bydgoszczy przy ulicy Dworcowej – Mullaroom, Bydgoski Hand Made Room przy ulicy Niedźwiedziej oraz pERA boutique&showroom przy ul. Długiej. Poza tym znaleźć nas można w Gdańsku, Poznaniu, Łodzi, Białej Podlaskiej, Zamościu, a nawet Biłgoraju.
Rozmawiała Justyna Szulczewska