Być mężem i ojcem – {książka dla niego}
09/09/2012
0
Udostępnienia
OJCOWIE WCZORAJ I DZIŚ
Wprowadzenie
Do czasu pojawienia się rodziny, jaką znamy dzisiaj, mężczyźni żyli w poczuciu, że ich rola polega przede wszystkim na zapewnieniu środków utrzymania. Byli wprawdzie głową domu, ale niemal nie angażowali się w jego życie emocjonalne. Taki wzór ojca utrzymywał się bardzo długo: od końca średniowiecza do lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Dopiero mężczyźni mojego pokolenia wpadli na pomysł, że mogą stać się integralną częścią wspólnoty i wziąć na siebie odpowiedzialność ‒ uczuciową i egzystencjalną ‒ za potomstwo.
My, nowi ojcowie, nie chcieliśmy naśladować naszych ojców. A mimo to nie potrafiliśmy świadomie wypracować własnego wzorca postępowania i roli w rodzinie ‒ ulegliśmy pokusie naśladowania matek. Zaczęliśmy robić to samo, co one: kąpać i karmić dzieci, zmieniać im pieluchy, nosić je na rękach i kołysać, bawić się z nimi i chodzić na spacery. A wszystko to
pod ścisłą kontrolą matek. W ubiegłym wieku ukuto pojęcie nieobecnego ojca: tak nazwano samotnego patriarchę rodziny.
W naszej historii było ich wielu. Próbowali odgrywać swoją rolę, przejmując przywództwo
w rodzinie, jednak w rzeczywistości byli ciągle nieobecni w domu i nieosiągalni emocjonalnie.
Nowa generacja ojców lat sześćdziesiątych nie miała wzorów, na których mogłaby się oprzeć.
Dodatkowo silnym ciosem dla mężczyzn tego pokolenia – dla ich osobistej godności – stał się
proces industrializacji. Gdy popatrzymy na głowy dawnych rodzin, to znajdziemy w nich nie tylko szczególne poczucie dumy, ale również godność osobistą, która określała ich wartości i pomagała utrzymywać dobre relacje z innymi. Industrializacja zniszczyła tę godność w bardzo krótkim czasie i to nie tylko u prostych pracowników fabryk, ale również u wszelkiego rodzaju urzędników i menedżerów niższego szczebla. Nikt nie oczekiwał od nich, że praca będzie im sprawiała radość i dawała satysfakcję. Ich osobiste myśli i uczucia
przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Praca zaczęła służyć tylko do tego, by zarobić pieniądze na rodzinę.
Być może się mylę, widząc związki, które w rzeczywistości nie istnieją, ale dla mnie jest
jasne, że odkąd mężczyźni utracili swoje poczucie godności i integralności, rozprzestrzenił się
wśród nich pewien wzorzec zachowania, który można określić jako imperatyw posłuszeństwa.
Wymóg bycia posłusznym opuścił fabryki i pojawił się w domach, tylko że tutaj posłuszne miały być kobiety i dzieci.
Życie dzieci nie było wtedy łatwe. Nie przewidziano dla nich możliwości podążania własną
drogą ‒ większość z nich szła śladami rodziców. Synowie zaczynali pracę tam, gdzie pracowali
ojcowie, a córki przygotowywano do roli matki i gospodyni. W tamtych czasach wychowanie
w posłuszeństwie miało nawet sens, ponieważ większość społeczeństwa nie mogła liczyć na inne życie i inny sposób utrzymania się. Społeczeństwo industrialne było tak skonstruowane, że znaczenie człowieka jako indywiduum zostało sprowadzone do minimum ‒ dotyczyło to w równym stopniu mężczyzn i kobiet. Pod pewnym względem mężczyźni mieli nawet gorzej, ponieważ kobiety mogły przynajmniej spędzać wiele czasu z dziećmi i przez to budować silniejsze związki uczuciowe.
Nie znaczy to, oczywiście, że między kobietami i mężczyznami nie istniały żadne relacje uczuciowe, ale schodziły one na dalszy plan wobec konieczności odnalezienia się w swojej roli i dostosowania do okoliczności życiowych. Nikt nie stawiał sobie pytań o rozwój osobisty.
Dlatego nagła inicjatywa ojców z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, aby aktywnie włączyć się w życie rodziny, była ‒ z punktu widzenia kobiet ‒ jak najbardziej uzasadniona. Bowiem to one ponosiły dotychczas całą odpowiedzialność za rodzinę, co znacznie ograniczało ich indywidualne możliwości. Z drugiej strony, inicjatywa ta okazała się przytłaczającym wyzwaniem nawet dla tych ojców, którzy posiadali wyjątkową motywację
i chęć zaangażowania się w to, co nowe. A jednak dzieci były objawieniem! Kobiety
od stuleci doświadczały tego, że bliski kontakt z nimi otwiera nie tylko oczy, ale i serca. Od zawsze miały coś, czego nie znali mężczyźni ani w miejscu pracy, ani w domu: osobistą relację
z drugim człowiekiem. Niestety, owa osobista relacja nie uchroniła ich od zamknięcia się w swojej roli. Zamiast rozwijać więź z dziećmi, matki bardzo wcześnie zaczynały je ,,tresować’’, myśląc, że w ten sposób ułatwią im późniejsze odnalezienie się w społeczeństwie. Kobiety rezygnowały ze swej autentyczności, stawały się niewolnicami roli przypisanej im przez społeczeństwo i w większości nie udawało im się odkryć swojej prawdziwej istoty. A dzieciom często brakowało tego, co nazywamy dzieciństwem.
Mimo że matki postępowały tak, jak kazało im społeczeństwo, nie znaczy to, że nie były bliskie swoim dzieciom. Nie bez powodu nazywano je czasem ,,rodzinnym Czerwonym Krzyżem’’, kiedy pocieszały je na boku przed krzyczącym czy nawet bijącym ojcem. To była dla nich jedyna możliwość okazywania nieposłuszeństwa mężczyźnie.
Z kolei dzisiaj obserwujemy, że w wielu związkach żyjących na zasadach partnerskich kobiety
mają określone oczekiwania względem mężczyzn. Wiele z nich jest sfrustrowanych tym, że nie doświadczają z ich strony bliskości ani uczuć, na których im zależy.
Często żyją w przekonaniu, że mężczyźni coś przed nimi ukrywają, celowo nie dopuszczając do swojego życia wewnętrznego – co traktują jako osobistą porażkę i policzek. Moje
doświadczenie mówi mi jednak, że z mężczyznami jest jak ze sklepem: wszystko, co można w nim dostać, leży na półkach. Nie należy zakładać, że na tyłach jest jeszcze ukryty jakiś magazyn z ekskluzywnymi towarami. A jednak kobiety często tak myślą. Mają skłonność, żeby wierzyć, że mężczyźni nie odkrywają przed nimi wszystkich kart. Fakty są jednak inne: dodatkowy magazyn często po prostu nie istnieje. Innymi słowy: współczesny mężczyzna,
który jest gotowy na nowo zdefiniować swoją rolę partnera i ojca, musi sięgnąć naprawdę głęboko, żeby znaleźć to, czego potrzebują jego partnerka i dzieci. W tym sensie ojcostwo jest dzisiaj nie tylko prawdziwym darem, ale również wyzwaniem. (..)
Wprowadzenie
Do czasu pojawienia się rodziny, jaką znamy dzisiaj, mężczyźni żyli w poczuciu, że ich rola polega przede wszystkim na zapewnieniu środków utrzymania. Byli wprawdzie głową domu, ale niemal nie angażowali się w jego życie emocjonalne. Taki wzór ojca utrzymywał się bardzo długo: od końca średniowiecza do lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Dopiero mężczyźni mojego pokolenia wpadli na pomysł, że mogą stać się integralną częścią wspólnoty i wziąć na siebie odpowiedzialność ‒ uczuciową i egzystencjalną ‒ za potomstwo.
My, nowi ojcowie, nie chcieliśmy naśladować naszych ojców. A mimo to nie potrafiliśmy świadomie wypracować własnego wzorca postępowania i roli w rodzinie ‒ ulegliśmy pokusie naśladowania matek. Zaczęliśmy robić to samo, co one: kąpać i karmić dzieci, zmieniać im pieluchy, nosić je na rękach i kołysać, bawić się z nimi i chodzić na spacery. A wszystko to
pod ścisłą kontrolą matek. W ubiegłym wieku ukuto pojęcie nieobecnego ojca: tak nazwano samotnego patriarchę rodziny.
W naszej historii było ich wielu. Próbowali odgrywać swoją rolę, przejmując przywództwo
w rodzinie, jednak w rzeczywistości byli ciągle nieobecni w domu i nieosiągalni emocjonalnie.
Nowa generacja ojców lat sześćdziesiątych nie miała wzorów, na których mogłaby się oprzeć.
Dodatkowo silnym ciosem dla mężczyzn tego pokolenia – dla ich osobistej godności – stał się
proces industrializacji. Gdy popatrzymy na głowy dawnych rodzin, to znajdziemy w nich nie tylko szczególne poczucie dumy, ale również godność osobistą, która określała ich wartości i pomagała utrzymywać dobre relacje z innymi. Industrializacja zniszczyła tę godność w bardzo krótkim czasie i to nie tylko u prostych pracowników fabryk, ale również u wszelkiego rodzaju urzędników i menedżerów niższego szczebla. Nikt nie oczekiwał od nich, że praca będzie im sprawiała radość i dawała satysfakcję. Ich osobiste myśli i uczucia
przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Praca zaczęła służyć tylko do tego, by zarobić pieniądze na rodzinę.
Być może się mylę, widząc związki, które w rzeczywistości nie istnieją, ale dla mnie jest
jasne, że odkąd mężczyźni utracili swoje poczucie godności i integralności, rozprzestrzenił się
wśród nich pewien wzorzec zachowania, który można określić jako imperatyw posłuszeństwa.
Wymóg bycia posłusznym opuścił fabryki i pojawił się w domach, tylko że tutaj posłuszne miały być kobiety i dzieci.
Życie dzieci nie było wtedy łatwe. Nie przewidziano dla nich możliwości podążania własną
drogą ‒ większość z nich szła śladami rodziców. Synowie zaczynali pracę tam, gdzie pracowali
ojcowie, a córki przygotowywano do roli matki i gospodyni. W tamtych czasach wychowanie
w posłuszeństwie miało nawet sens, ponieważ większość społeczeństwa nie mogła liczyć na inne życie i inny sposób utrzymania się. Społeczeństwo industrialne było tak skonstruowane, że znaczenie człowieka jako indywiduum zostało sprowadzone do minimum ‒ dotyczyło to w równym stopniu mężczyzn i kobiet. Pod pewnym względem mężczyźni mieli nawet gorzej, ponieważ kobiety mogły przynajmniej spędzać wiele czasu z dziećmi i przez to budować silniejsze związki uczuciowe.
Nie znaczy to, oczywiście, że między kobietami i mężczyznami nie istniały żadne relacje uczuciowe, ale schodziły one na dalszy plan wobec konieczności odnalezienia się w swojej roli i dostosowania do okoliczności życiowych. Nikt nie stawiał sobie pytań o rozwój osobisty.
Dlatego nagła inicjatywa ojców z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, aby aktywnie włączyć się w życie rodziny, była ‒ z punktu widzenia kobiet ‒ jak najbardziej uzasadniona. Bowiem to one ponosiły dotychczas całą odpowiedzialność za rodzinę, co znacznie ograniczało ich indywidualne możliwości. Z drugiej strony, inicjatywa ta okazała się przytłaczającym wyzwaniem nawet dla tych ojców, którzy posiadali wyjątkową motywację
i chęć zaangażowania się w to, co nowe. A jednak dzieci były objawieniem! Kobiety
od stuleci doświadczały tego, że bliski kontakt z nimi otwiera nie tylko oczy, ale i serca. Od zawsze miały coś, czego nie znali mężczyźni ani w miejscu pracy, ani w domu: osobistą relację
z drugim człowiekiem. Niestety, owa osobista relacja nie uchroniła ich od zamknięcia się w swojej roli. Zamiast rozwijać więź z dziećmi, matki bardzo wcześnie zaczynały je ,,tresować’’, myśląc, że w ten sposób ułatwią im późniejsze odnalezienie się w społeczeństwie. Kobiety rezygnowały ze swej autentyczności, stawały się niewolnicami roli przypisanej im przez społeczeństwo i w większości nie udawało im się odkryć swojej prawdziwej istoty. A dzieciom często brakowało tego, co nazywamy dzieciństwem.
Mimo że matki postępowały tak, jak kazało im społeczeństwo, nie znaczy to, że nie były bliskie swoim dzieciom. Nie bez powodu nazywano je czasem ,,rodzinnym Czerwonym Krzyżem’’, kiedy pocieszały je na boku przed krzyczącym czy nawet bijącym ojcem. To była dla nich jedyna możliwość okazywania nieposłuszeństwa mężczyźnie.
Z kolei dzisiaj obserwujemy, że w wielu związkach żyjących na zasadach partnerskich kobiety
mają określone oczekiwania względem mężczyzn. Wiele z nich jest sfrustrowanych tym, że nie doświadczają z ich strony bliskości ani uczuć, na których im zależy.
Często żyją w przekonaniu, że mężczyźni coś przed nimi ukrywają, celowo nie dopuszczając do swojego życia wewnętrznego – co traktują jako osobistą porażkę i policzek. Moje
doświadczenie mówi mi jednak, że z mężczyznami jest jak ze sklepem: wszystko, co można w nim dostać, leży na półkach. Nie należy zakładać, że na tyłach jest jeszcze ukryty jakiś magazyn z ekskluzywnymi towarami. A jednak kobiety często tak myślą. Mają skłonność, żeby wierzyć, że mężczyźni nie odkrywają przed nimi wszystkich kart. Fakty są jednak inne: dodatkowy magazyn często po prostu nie istnieje. Innymi słowy: współczesny mężczyzna,
który jest gotowy na nowo zdefiniować swoją rolę partnera i ojca, musi sięgnąć naprawdę głęboko, żeby znaleźć to, czego potrzebują jego partnerka i dzieci. W tym sensie ojcostwo jest dzisiaj nie tylko prawdziwym darem, ale również wyzwaniem. (..)
Fragment książki Być mężem i ojcem {Książka dla niego}, Jesper Juul, Wydawnitwo MiND
Jak oceniasz ten tekst?
Dobry
0
No, nie wiem
0
Świetny
0
Uwielbiam
0
Zwariowany
0